starosta emeryt
Administrator
Dołączył: 29 Sty 2006
Posty: 261
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 10:14, 30 Gru 2006 Temat postu: Lakarzy w karetkach zastąpią ratownicy medyczni |
|
|
Wolałbym, żeby w razie wypadku przyszedł mi z pomocą ratownik niż okulista na emeryturze - mówi wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas. 1 stycznia wchodzi w życie ustawa o ratownictwie medycznym.
Ustawa jest tak samo ważna dla pacjentów, jak i dla pracowników ochrony zdrowia.
Pan Stanisław ratownikiem medycznym jest od roku. Po trzech latach nauki i trzech tysiącach godzin zajęć z cyklu, jak ratować umierających, zatrudnił się w pogotowiu. Wtedy okazało się, że jedyne działanie medyczne, do jakiego ma prawo, to noszenie noszy. - Żaden akt prawny nie definiował, jakie czynności mogę robić przy pacjencie - mówi. Na szczęście dla jego i setek mu podobnych pracowników karetek pogotowia nowa ustawa ureguluje ich status, a w styczniu wejdzie w życie rozporządzenie o zakresie czynności, które mogą prowadzić.
Karetki pogotowia z ratownikami to nowość w Polsce. Budzą strach, pacjenci podobno woleliby zamiast ratowników widzieć lekarzy. Ale czy ratownik w karetce to gorzej, czy może lepiej? - Paradoksalnie szanse uratowania życia są większe, gdy do wypadku przyjeżdża paramedyk, a nie lekarz - wyjaśnia Przemysław Guła, lekarz, specjalista od ratownictwa. - To widać, gdy się porówna dane statystyczne. W krajach, gdzie w karetkach jeżdżą lekarze (Polska, Francja, Niemcy), przeżywa mniej poszkodowanych w wypadkach niż tam, gdzie w karetkach są ratownicy (USA, Kanada, Izrael).
- Strach przed czerwonymi kurtkami z napisem: "Ratownik medyczny" podsycają sami lekarze. Dlaczego? - Lekarz na dyżurze w pogotowie zarabia od 25 do 30 zł na godzinę. Trudno więc, żeby środowisko nie protestowało, skoro odbiera im się szansę na dodatkowy zarobek. Ale systemowi wyjdzie to na zdrowie, bo ratownicy są tańsi i bardziej skuteczni - twierdzi Dariusz Adamczewski, dyrektor departamentu polityki zdrowotnej Ministerstwa Zdrowia.
Dla jasności dodajmy, że karetki z lekarzami od stycznia nie znikną całkiem - będą jeździć i takie, i takie.
Opór przeciwko ratownikom wynika jeszcze z jednego powodu. - Dziś pogotowie to przychodnia na kółkach. 80 proc. wezwań nie ma nic wspólnego z sytuacjami zagrożenia życia - mówią pracownicy krakowskiego pogotowia. Gdy w karetkach zasiądą tylko ratownicy, skończy się wzywanie do wypisywania recept. - Mam nadzieję, że ustawa przyczyni się poprawy opieki przez lekarzy rodzinnych. Dzięki tej ustawie Polska będzie też coraz bliżej standardów europejskich w ratowaniu ludzi - ocenia Andrzej Ryś, były wiceminister zdrowia, który w 2001 r. przygotowywał pierwszą ustawę o ratownictwie, a dziś jest dyrektorem ds. zdrowia publicznego Komisji Europejskiej w Brukseli.
Przybliży, ale jeszcze nie tak całkiem. Nadal szwankować będzie łączność z międzynarodowym numerem ratunkowym 112. Teoretycznie, dzwoniąc pod ten numer, powinniśmy się dodzwonić do dyspozytora medycznego, który w dodatku umie się porozumiewać w obcych językach. Niestety, w Polsce nadal najczęściej zgłasza się oficer dyżurny policji, który w razie problemu zdrowotnego odsyła na pogotowie ratunkowe. - Jednak najpóźniej za trzy lata 112 zacznie działać poprawnie. Dziś jednak sugerowałbym korzystanie ze starych numerów ratunkowych - doradza Adamczewski.
Dla przypomnienia 112 powinien działać w kraju od wejścia do Unii.
W 2001 r. pierwsza ustawa nie mogła wejść w życie, bo zabrakło na jej realizację pieniędzy. Nowa ustawa ma zapewnione finansowanie. - W budżecie na 2007 roku na ratownictwo jest 1,2 mld zł. - Te pieniądze mają pokryć koszty pomocy choremu do drzwi szpitala. Leczenie w samym szpitalu finansuje NFZ - dodaje Adamczyk.
Wiceminister Pinkas twierdzi, że zaletą jego ustawy jest to, że w razie katastrof daje wojewodzie prawo do wydawania decyzji i koordynacji działań ratowniczych. To przyczyni się do sprawniejszego prowadzenia akcji ratowniczych. Sceptycy zaś twierdzą, że po nowym roku życie szybko pokaże, jakie ma braki.
• W Polsce w wypadkach ginie 150 osób na każdy milion obywateli. Dla porównania w Wielkiej Brytanii ofiar jest trzykrotnie mniej.
W Łodzi znają pogotowie bez lekarzy
Od lutego łódzkie pogotowie będzie wysyłać do chorych karetki bez lekarzy. Na początek będzie ich pięć. Karetki z ratownikami jeździły jednak w Łodzi już latem, gdy w wakacje zabrakło lekarzy.
- Mamy około 20 osób, które z powodzeniem mogą zastąpić lekarzy w zespołach standardowych - mówi Bogusław Tyka, dyrektor łódzkiego pogotowia. - Przygotowujemy wewnętrzne rozporządzenie określające zakres obowiązków ratownika. Określimy w nim krok po kroku, jakie czynności ma wykonać zespół bez lekarza.
- Już się szykuję na dyżury - cieszy się Piotr Karpiński, który był szefem pierwszego zespołu bez medyka. Z reguły jeździł do błahych przypadków. Najczęściej złamań albo transportów pacjentów między szpitalami. - Ale kilka razy zdarzyły się poważniejsze akcje. Ratowałem człowieka z urwaną dłonią. Innym razem, gdy pojechałem do kobiety ze złamaną ręką, okazało się, że jest ciężko chora na serce. Sam to rozpoznałem. Wszyscy moi pacjenci byli zadowoleni, choć nigdy nie ukrywałem, że nie jestem lekarzem.
Jeśli okazywało się, że powód wezwania był błahy, można było zostawić człowieka w domu. Ale decyzje w takich przypadkach podejmował lekarz, któremu ratownik relacjonował przez telefon, w jakim stanie jest pacjent.
- Nie będziemy zmieniać tych zasad - zapowiada Tyka. - Wprowadzimy jeszcze dodatkowe zabezpieczenia. W centrum, do którego dzwonią łodzianie potrzebujący pomocy, będzie dyżurował lekarz. To on będzie decydował, jaki zespół wysłać. A jeśli ratownik będzie miał jakieś problemy z pacjentem, poprosi lekarza o radę. Doktor będzie mógł na przykład ocenić EKG zrobione przez ratownika. Mamy specjalny system do przesyłania zapisów takich badań.
-----------------------------
Źródło:
GW
Post został pochwalony 0 razy
|
|